– Ale… – woła. – Ja nie mogę się już niczym zajmować! Przecież ja mam…
„Dom, który się przebudził” to opowieść, która wzrusza w każdym wymiarze. Tekst i ilustracje tak bardzo ze sobą współgrają, że całym ciałem odczuwa się emocje, które towarzyszą tej historii.
Larson żyje sam w wielkim, pustym domu. Kiedyś dom tętnił życiem, ale minęły lata i Larson został w nim sam. Wszyscy, których kochał, odeszli. Żona zmarła, dzieci wyprowadziły się i założyły własne rodziny, nawet kot nie wrócił z jednego ze swoich spacerów. Larson jest już stary, nie ma sił zadbać o dom. Nie ma też na to ochoty. Wie, że nie zostało mu wiele czasu. Żyje wspomnieniami. Wciąż słyszy głosy swojej rodziny, pamięta najlepsze chwile, ale nie ma nadziei na to, że jeszcze coś go w życiu czeka.
Życie bywa jednak przewrotne i potrafi dać nam znak wtedy, gdy najmniej się go spodziewamy. W domu nagle pojawia się chłopiec z sąsiedztwa. Wpada na moment, zostawia doniczkę i znika. Zaskoczony i niezadowolony Larson znowu zostaje sam. Ale tym razem ma jakiś obowiązek. Coś, czego musi doglądać, o co musi dbać. To małe ziarenko, ta nieoczekiwana sytuacja, kiełkuje w doniczce i w sercu Larsona. W jego życiu na nowo pojawia się nadzieja. Stary, zrezygnowany człowiek ma nowy cel, powód, żeby każdego dnia się budzić i działać. Zmiany szybko widoczne są w całym domu. To właśnie wtedy następuje jego przebudzenie. A kiedy dom zaczyna żyć, to wraca do niego nawet kot. Razem oczekują w napięciu na to, jaki kwiat rozwinie się z ziarenka.


Gdy następuje długo wyczekiwana chwila, w której pęka pączek kwiatu, w domu znowu pojawia się chłopiec. Czy Larson znowu zostanie sam? Czy dom znowu zaśnie? Tego musicie dowiedzieć się sami.
W tej historii bardzo porusza mnie miłość, która tchnie z pierwszych stron książki. Miłość, którą Larson darzył swoją żonę i dzieci. Czuć ją w każdym słowie, przenika przez jego wspomnienia. I oczywiście bardzo mnie wzrusza, więc ukradkiem ocieram te łzy, które cisną się do oczu.
Martin Widmak maluje emocje słowami. Emilia Dziubak tworzy swoimi ilustracjami niesamowity klimat. Dom jest ciemny, ponury, zdawałoby się, że groźny. Ale widzę po synach, że ich nie przeraża, a ciekawi. Wydaje im się tajemniczy. Oglądam ilustracje i niemal czuję zapach kurzu, a potem ciepło promieni słońca na twarzy. Połączenie tych ilustracji i opowieści jest absolutnie magiczne.


Opowieść jest metaforyczna. Bardziej przystępna dla dzieci 5+. Oczywiście nie ma żadnych przeszkód, żeby czytać ją z młodszymi dziećmi, ale myślę, że dopiero z tymi starszymi można w pełni porozmawiać o tym, co się tutaj naprawdę wydarzyło.
Martin Widmark, „Dom, który się przebudził”, ilustracje Emilia Dziubak, Wydawnictwo Mamania, Warszawa 2017.



1 komentarz